Kalendarium życia. 
- 16 sierpnia 1815 - urodził się w Becchi niedaleko Turynu we włoskim Piemoncie
- 1825 - w wieku 9 lat miał proroczy sen o swoim przyszłym posłannictwie
- 1841 - przyjął święcenia kapłańskie i został Księdzem Bosko
- 1846 - założył oratorium na Valdocco w Turynie
- 1859 - powołał do istnienia Salezjanów
- 1972 - wraz ze św. Dominiką Mazzarello utworzył zakon sióstr Salezjanek
- 31 stycznia 1888 - umarł w Turynie
- 1834 - został ogłoszony świętym

Mama Małgorzata
Gdy Janek miał dwa lata, zmarł jego ojciec Franciszek. Dla biednej rodziny był to wielki cios. Od tej pory wychowaniem jego i jego braci zajmowała się mama. Matusia Małgorzata – bo tak nazywali ją wszyscy, którzy ją znali – była kobietą troskliwą i z silnym charakterem. Od samego początku wpajała swoim dzieciom szacunek do pracy. Janek wraz ze starszymi braćmi Józefem (starszy o 2 lata) oraz przyrodnim Antonim (starszym o 7 lat synem Franciszka z pierwszego małżeństwa) pomagali w gospodarstwie z energią i zaangażowaniem. Małgorzata była dla nich wzorem chrześcijańskiej prostoty i zaufania Bogu. To właśnie na jej kolanach Janek Bosko po raz pierwszy usłyszał w sercu cichy głos, wzywający do wykonania szczególnej misji.
Gdy byłem jeszcze bardzo mały mama sama uczyła mnie modlitw. Kazała mi klękać rano i wieczorem, razem z braćmi, i wspólnie odmawialiśmy modlitwy.
Młody apostoł
Ten głos zachęcał go również do odwiedzania zaniedbanych chłopców ze wsi – nie tylko jako towarzysz, ale również przywódca. Niejednokrotnie wracał do domu z podbitym okiem lub podartą koszulą. Zatroskanej matce wyjaśniał: „Ci chłopcy naprawdę nie są źli. Oni po prostu nie mają dobrej mamy, która by ich wzięła do kościoła i nauczyła modlić. Kiedy ja jestem z nimi, zachowują się lepiej”.
W tym czasie Janek nauczył się sztuczek od wędrownych kuglarzy. Potrafił żonglować i chodzić po linie. Wkrótce otworzył własny teatrzyk. Biletem wstępu była wspólna modlitwa różańcowa, a dodatkową atrakcją niedzielne kazanie powtórzone słowo w słowo przez zdolnego chłopca. Wszystko to odbywało się na łące niedaleko domu. Małgorzata obserwując syna, zastanawiała się, co z tego wyniknie.
Pierwszy sen
Dziewięcioletni Janek miał dziwny sen. Ujrzał samego siebie w tłumie chłopców, którzy przeklinali, bili się i kłócili między sobą. Próbował im przerwać, ale nikt go nie słuchał. Wtedy usłyszał słowa, które zapamiętał do końca życia: „Nie zmienisz ich siłą, ale dobrocią i miłością”. Nagle pojawiła się piękna Pani, a awanturujący się chłopcy zamienili się w stado dzikich zwierząt, których warczenie przerażało Janka. Jednakże Ona podniosła rękę, a bestie zamieniły się w trzodę jagniąt. Chłopiec nie mógł pojąć, co to wszystko oznaczało. Słowa, które wtedy usłyszał, wracały do niego jeszcze wielokrotnie: „To jest twoja misja. Bądź pokorny, wierny i silny!”
Lata nauki
Janek coraz mocniej odkrywał powołanie do kapłaństwa, jednak w rodzinie Bosko nie było wystarczająco pieniędzy na podjęcie studiów. Najpierw chłopiec uczył się czytać, pisać i liczyć u mieszkańców wsi, wkrótce jednak poszedł do szkoły, wędrując każdego ranka niemal pięć kilometrów. Niestety narastająca zazdrość przyrodniego brata Antoniego uczyniła życie Janka nie do zniesienia.
Wtedy też Małgorzata, przez wzgląd na dobro rodziny, podzieliła nędzny majątek pozostawiony przez zmarłego męża i posłała najmłodszego syna do publicznej szkoły w Castelnuovo, a następnie do gimnazjum w Chieri. Chłopiec po lekcjach pracował na swoje utrzymanie: szył, naprawiał buty i pomagał w kawiarni – wszystko po to, by zarobić parę groszy i wspomóc matkę.
Seminarium
Janek był wzorowym uczniem. Jego doskonała pamięć, pracowitość oraz sumienność szybko zaowocowały sukcesem. W roku 1835 udało mu się zrealizować swoje marzenie i wstąpić do seminarium duchownego w Chieri. Jego spowiednikiem, a zarazem najlepszym przyjacielem, został młody ksiądz Józef Cafasso, którego dziś czcimy jako świętego.
Nareszcie Ksiądz Bosko
W 1841 r. w Turynie Jan Bosko przyjął święcenia kapłańskie. Mszę prymicyjną odprawił następnego dnia w kościele św. Franciszka z Asyżu. Sakrament ten uwolnił w nim nowe pokłady duchowej energii i zapału do działania.
Będąc w Turynie 26-letni Ksiądz Bosko miał okazję poznać sytuację młodzieży żyjącej w mieście. Był przerażony tym, co zobaczył. Młodzi, którzy masowo opuszczali wsie i wędrowali za chlebem do miasta, włóczyli się po ulicach bez pracy i wykształcenia. Niektórzy pracowali za cenę morderczego wysiłku, a mimo to nie mieli pieniędzy nawet na mieszkanie i jedzenie. Wielu z nich, nie mając za co żyć, schodziło na drogę przestępstwa. Ksiądz Bosko miał okazję ich poznać w trakcie odwiedzin więzienia, do którego zaprowadził go ks. Cafasso. Spotkania te dały mu wiele do myślenia. Wiedział, że chłopcy ci zostali aresztowani, gdyż byli wcześniej pozbawieni opieki. Powoli dojrzewało w nim poczucie, że to właśnie on musi pomóc tym biednym, pozbawionym warunków do prawidłowego rozwoju chłopcom i uchronić ich przed losem więźniów.
Ważne spotkanie
Okazja, by zacząć realizować to pragnienie pojawiła się dość szybko podczas pewnego spotkania. Uważa się je nawet za symboliczny początek działalności młodzieżowej Księdza Bosko. A było to w Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – 8 grudnia 1841 r.
Don Bosco – bo tak mówiono na niego we Włoszech – kończył przygotowywać Mszę świętą, gdy usłyszał krzyk kościelnego. Wyganiał on chłopca, który zakradł się do zakrystii, by móc się ogrzać. Młody kapłan natychmiast kazał zakrystianinowi przywołać go z powrotem. Chłopiec nazywał się Bartłomiej Garelli, miał szesnaście lat i był sierotą.
– Umiesz czytać i pisać? – zapytał go Ksiądz Bosko.
– Nie – odparł chłopiec.
– Potrafisz służyć do Mszy świętej?
– Nie – Bartłomiej zwiesił głowę.
– A potrafisz gwizdać?
– Tak! – odrzekł chłopiec z radością.
Na następne spotkanie Bartek przyprowadza swoich kolegów, ci z kolei – swoich i tak z tygodnia na tydzień grupa chłopców wokół Księdza Bosko się powiększa. On uczy ich czytać i pisać, daje schronienie, a przede wszystkim interesuje się ich sprawami, a swą przyjaźnią pozwala odnaleźć trochę ciepła rodzinnego, którego tak bardzo łakną.
Najpierw było Oratorium „wędrowne”
Cotygodniowe spotkania z chłopcami nazwał „Oratorium” – słowem, które oznacza miejsce wspólnej modlitwy i rekreacji. W każdą niedzielę spotykali się w jakimś miejscu: w miejskim kościele, kaplicy cmentarnej lub na niezamieszkałej działce. Ksiądz Bosko udzielał sakramentu pokuty i pojednania oraz odprawiał Mszę świętą. Przybliżał prawdy wiary, a następnie spędzał z chłopcami czas na grach i zabawach. Dzień Oratorium kończyło krótkie wieczorne „słówko”, które poruszało serca i dodawało otuchy na nadchodzące dni. W ciągu tygodnia Ksiądz Bosko wędrował po mieście, odwiedzając swoich podopiecznych w pracy.
To był trudny czas. Liczba chłopców towarzyszących Księdzu Bosko bardzo szybko się zwiększała. Często musieli zmieniać miejsca spotkań, gdyż ludzie bali się tak dużej grupy młodych z ubogich, często rozbitych rodzin. W władze miasta również nie były im przychylne. Brakowało także funduszy na rozwój Oratorium.
Nareszcie miejsce na stałe
Dopiero w 1846 roku pojawił się pierwszy promyk nadziei. Ksiądz Bosko zakupił skrawek ziemi ze zniszczoną szopą w słabo rozwiniętej części Turynu, zwanej Valdocco. Była to tzw. Szopa Pinardiego. W jednym ze snów dowiedział się później, że ziemia pod Oratorium była święta, bowiem zostali tam pochowani turyńscy męczennicy.
Szopa po przebudowie zamieniła się w kaplicę z niewielkim przedsionkiem, w której na wspólnej Eucharystii mieściło się nawet pięciuset chłopców.
Dom, szkoła i kościół
Bezdomność dzieci tułających się po ulicach Turynu otworzyła przed Księdzem Bosko nowe perspektywy pomocy. I tak samo jak w przypadku Oratorium znowu wszystko rozpoczęło się od spotkania z chłopcem. Była burzliwa noc 1850 roku. Jan Bosko wraz z matką usłyszeli nieśmiałe pukanie do drzwi. U progu ujrzeli przerażonego, przemoczonego chłopca. Zaprosili go do domu, nakarmili gorącą zupą, dali suche ubranie. – Chłopiec zostaje z nami – zadecydował Ksiądz Bosko.
Tak właśnie powstało kolejne dzieło – sierociniec, który z tygodnia na tydzień coraz bardziej się rozwijał. Jan Bosko zakupił dom z przylegającą do niego szopą, by móc pomieścić wszystkie sieroty. Każdego ranka chłopcy szli do Turynu uczyć się lub pracować, a później wracali do „domu” na ciepły posiłek przygotowany przez Matusię Małgorzatę. Szybko jednak okazało się, że nie jest to najlepsze rozwiązanie i trzeba otworzyć własną szkołę.
W 1853 roku Ksiądz Bosko zagospodarował kącik w kuchni na pracownię szewską i krawiecką. Zatrudnił dwóch mężczyzn do nauki zawodu i tak właśnie powstała pierwsza szkoła. Z biegiem czasu powstała jeszcze stolarnia, introligatornia, a wreszcie nowoczesna drukarnia.
Dzieło na Valdocco rozwijało się niezwykle dynamicznie. Był już dom i szkoła; potrzebny był jeszcze tylko kościół. Najpierw, obok kaplicy w szopie Pinardiego, Ksiądz Bosko wybudował niewielki kościół pw. św. Franciszka Salezego. Gdy i on okazał się niewystarczający w 1868 r. powstała monumentalna bazylika Wspomożycielki Wiernych.
Dzieło powinno trwać dalej
Ksiądz Bosko wiedział, że sam niewiele może dokonać. Potrzebował współpracowników gotowych do pomocy teraz i kontynuujących pracę po jego śmierci. W roku 1859 Jan Bosko, jak zwykle dzięki błogosławieństwu i pod przewodnictwem Matki Bożej, założył Towarzystwo św. Franciszka Salezego (Salezjanie Księdza Bosko). Pierwszymi braćmi zostali jego chłopcy i wychowankowie z Oratorium: Michał Rua, Janek Cagliero, Janek Francesia, Paweł Albera i inni. Dziś Salezjanie, oddani młodzieży, zainspirowani tym samym duchem, który towarzyszył Założycielowi, liczą ponad 15 tys. braci i księży.
Pod wpływem rad przyjaciół i przy pomocy św. Marii Dominiki Mazzarello, w 1872 roku powstała druga gałąź Rodziny Salezjańskiej - Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki (Salezjanki), powołana do pracy wśród dziewcząt.
Wielką pasją Księdza Bosko były misje. Ze swoich proroczych snów wiedział, że i tam czekają na niego opuszczona i potrzebująca pomocy młodzież. Sam pojechać nie mógł, ale już w 1875 r. wysłał do Patagonii w Argentynie pierwszą salezjańską wyprawę misyjną.
Módl się, pracuj i bądź radosny
Od dzieciństwa nauczony ciężkiej pracy, Ksiądz Bosko mimo zmęczenia nie ustawał w opiece nad chłopcami. Po całym dniu spędzonym w Oratorium nieraz zasypiał w ubraniu, klęcząc przy łóżku. Sypiał po pięć godzin na dobę. W nocy pisał listy do przyjaciół i osób proszących go o wsparcie, a także książki o literaturze, Piśmie Świętym i historii Kościoła. Nigdy nie odmówił nikomu sakramentu pokuty i pojednania czy głoszenia rekolekcji.
Nawet podeszły wiek nie zatrzymywał go w działaniu. Mieszkańcy Turynu nieraz widzieli jak chłopcy prowadzili go schorowanego. Pod koniec swojego życia stracił wzrok w jednym oku, jego nogi były spuchnięte, a plecy zgarbione, lecz on powtarzał niestrudzenie: „Odpoczniemy w niebie!”
Ksiądz Bosko wiedział, że gdy Bóg będzie na pierwszym miejscu, to wszystko będzie na właściwym. Zapał do pracy czerpał ze źródła, jakim była dla niego modlitwa. Pod koniec życia dokonywał cudów – uzdrawiał chorych, posiadał dar proroctwa i czytania sumień, a jego błogosławieństwo miało w sobie niezwykłą moc. Widywano go czasem wpadającego w ekstazę podczas odprawiania Mszy świętej. Papież Pius XI mówił o nim, że modlił się w każdej chwili swojego życia.
Wychowawcze dziedzictwo
Ksiądz Bosko często powtarzał swoim chłopcom, że świętość jest łatwa. Przyciągał do siebie ludzi prostotą, skromnością i miłością. Mówił: „Bóg pragnie naszego szczęścia. Po prostu wykonuj swój obowiązek w szkole, w domu, w pracy najlepiej jak potrafisz. Ofiaruj Bogu swoje życie: czas radości i czas smutku. Życie daje wiele okazji, by przyłączyć się do cierpień Jezusa: zła pogoda, rozczarowania, choroba czy smutek sprawią, że staniecie się świętymi.” Dominik Savio, jeden z jego wychowanków, który zmarł w wieku 14 lat, jest dowodem na to, że świętość jest dla każdego.
Jan Bosko odszedł do Pana 31 stycznia 1888 roku. W 1929 roku został beatyfikowany przez Piusa XI, a pięć lat później w Niedzielę Wielkanocną kanonizowany.